Misja szósta:
Kontrkultura w sercu mainstreamu?
W poprzednim
wpisie postawiliśmy tezę, jakoby talent shows miałyby być przykładem na to, w
jaki sposób kultura dominująca zawłaszcza praktyki oporu. A może jest wręcz
przeciwnie? Może pojawianie się w rozrywkowych programach telewizyjnych
elementów wywrotowych jest dowodem na to, że bunt jest skuteczny i
powoli podgryza korzenie mieszczańskiej ideologii klasy średniej, nieodłącznie
związanej z telewizją? Postaramy się zbliżyć do odpowiedzi na to pytanie,
analizując klaster dyskursywny programu The Voice of Poland, z którym
nie tak dawno temu związane były kontrowersje dotyczące jednego z jurorów
pierwszej edycji show – Nergala. Wydawać by się mogło, że to idealny przykład
sprzeciwu publiki (a przynajmniej jej części) wobec zbyt znaczącej obecności
elementów nie wpasowujących się w pewne normy w telewizji.
Ale zacznijmy od
początku. Pierwszy sezon programu zaczął być nadawany we wrześniu 2011 roku, a
więc w momencie, w którym talent shows oparte na zachodnich formatach na dobre
zadomowiły się już na polskim rynku telewizyjnym. Szlaki przecierał nadawany od
2002 roku Idol, znaczną popularność zdobył też program Mam talent
(2008-). Jednak rok 2011 okazał się wyjątkowy – każda z największych polskich
stacji telewizyjnych rozpoczęła wówczas nadawanie nowego wokalnego talent show,
z których wszystkie (z jednym wyjątkiem) emitowane są do dziś. TVP oprócz The
Voice of Poland wypuściła Bitwę na głosy (wspomniany wyjątek,
program przestał być nadawany w 2012 roku), Polsat – Must Be the Music,
a TVN – X Factor. Świadczy to o ogromnym zapotrzebowaniu publiczności na
tego typu programy, utrzymującym się zresztą do dziś. W miniony weekend Must
Be the Music przyciągnęło przed telewizory 2,8 miliona widzów, X Factor –
2,63 miliona, a The Voice of Poland – 2,42 miliona. (wyniki - link )
Każdy z tych
programów oparty jest na importowanym formacie. W przypadku The Voice of
Poland jest to holenderski program The Voice of Holland, który
wyróżnia się tym, że w pierwszym etapie konkursu jurorzy są do występujących
odwróceni tyłem. Ma to na celu zapewnienie widzów, że tu, w odróżnieniu od
innych talent shows, oceniający są w pełni obiektywni, gdyż nie sugerują się
wyglądem uczestników. Jest to ważny element kampanii promocyjnej programu. Latem
2011 w materiale zapowiadającym show mogliśmy usłyszeć: Tutaj, w
przeciwieństwie do innych programów, liczy się głos, a nie wygląd. W czasie Blind
auditions trenerzy nie widzą śpiewających uczestników, a jedynie słyszą ich
głos. W podobnym tonie utrzymany jest opis na oficjalnym facebookowym fanpage’u programu: [Jurorzy] wybierając wokalistę, polegają
wyłącznie na swoim słuchu i intuicji. Jest to więc paradoksalna sytuacja, w
której telewizja niejako przyznaje się do swoich wad jako medium wizualnego,
akcentującego powierzchowność i sama stara się je wyeliminować. Jednocześnie
wspomniany spot silnie akcentuje różnice między The Voice of Poland, a
innymi talent shows, próbuje się umiejscowić w opozycji do nich. To miejsce
dla profesjonalistów, którzy nie chcieli brać udziału w innych talent shows,
aby nie rywalizować z amatorami. To show zaczyna się tam, gdzie inne się
kończą. W przeciwieństwie do pozostałych programów producenci nie tylko czekają
na to, kto przyjdzie na casting. Nie ulega wątpliwości, że producenci
chcieliby, by The Voice of Poland był postrzegany jako swego rodzaju
progresywny talent show. Jednocześnie silnie podkreślają gatunkową
przynależność programu i fakt, że jest on inny (w domyśle: lepszy) od innych
realizacji gatunku.
Taka strategia
jest oczywiście reakcją na rosnącą ilość obecnych na rynku talent shows i próbą
wyróżnienia się, a więc zdobycia widowni. Odniosła ona sukces, przynajmniej po
części. Już podczas emisji pierwszego sezonu pojawiały się następujące komentarze:
Jedyny program rozrywkowy, który wprowadza jakiś powiew świeżości. Mam
Talent i Taniec z Gwiazdami to już popłuczyny. W The Voice of
Poland wprowadzili wreszcie jakieś ciekawe zasady, najpierw te przesłuchania
w ciemno [...], a nie jak we wszystkich innych tego typu programach
siedzi trojka lub czwórka jurorów i tylko klepią to swoje jestem na
tak, jestem na nie (użytkownik Gina); idea programu mi się spodobała,
wybierają ludzi po głosie nie po wyglądzie, wieku etc (użytkownik Kloe).
Część odbiorców przyjęła więc pomysł odświeżenia gatunkowej formuły z
zainteresowaniem, a nawet ulgą. Co ciekawe, większość komentatorów zwracających
uwagę na ocenianie ze względu na umiejętności, a nie na wygląd to
kobiety (co można wywnioskować z nicków lub używanych form gramatycznych). Być
może należałoby zwrócić uwagę na to, że (w powszechnej opinii, ale i zapewne w
rzeczywistości) bardziej zagrożone byciem postrzeganym przez pryzmat swojej
cielesności są kobiety. Na próżno szukalibyśmy jednak w materiałach
promocyjnych stacji jakichkolwiek wątków bezpośrednio związanych z dyskursem
feministycznym (a więc praktyką oporu!), choć trudno oprzeć się wrażeniu, że są
one przekazywane niejako w domyśle. Czyżby więc producenci odpowiadali na
zapotrzebowanie publiki (przede wszystkim kobiecej) na istnienie talent show, w
którym, przynajmniej na pierwszym etapie, ciało uczestniczek nie byłoby
oceniane, jednocześnie ukrywając tą strategię? Niezależnie od tego, czy był to
świadomy chwyt marketingowy, czy zaszło to mimochodem, opisany powyżej sposób
odbioru z pewnością zaistniał, czego dowodem są liczne teksty trzeciorzędowej,
w tym przytoczone tu przykłady.
Za to
niewątpliwie świadomym i przemyślanym posunięciem producentów było
zaangażowanie do programu w charakterze jurora Nergala, czyli Adama Darskiego,
lidera światowej sławy metalowego zespołu Behemoth. Muzyk deklaruje się jako
satanista, był oskarżany o obrazę uczuć religijnych między innymi wówczas, gdy
podczas jednego z koncertów podarł Biblię. Obecność w programie postaci
kojarzonej z ekstremalnym buntem wobec dominującej ideologii z pewnością miała
z założenia wywołać kontrowersje, a więc i przyczynić się do wzrostu
zainteresowania programem. Czas pokazał jednak, że było to źle wyważone, zbyt
mocne uderzenie, które producentom miało odbić się czkawką. Jest to przykład
nieudanego zaanektowania przez program rozrywkowy, jakim jest talent show,
elementów spoza bezpiecznego, dobrze znanego obszaru.
Jeszcze przed
premierą pierwszego odcinka zaprotestowało Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy w oficjalnym liście protestacyjnym: Udział Adama Nergala
Darskiego - zdeklarowanego satanisty i wroga chrześcijańskich wartości - w
programie The Voice of Poland, który będzie miał emisję w TVP2 jesienią tego
roku, stoi w sprzeczności z Misją Telewizji Polskiej jako nadawcy publicznego.
Jest to sytuacja o tyle ciekawa, że protestujący, próbujący wpłynąć na kształt
programu, nie są jego potencjalnymi odbiorcami. Co więcej, nie protestują
przeciw samemu programowi, lecz przeciw udziałowi w nim konkretnej postaci,
która niesie ze sobą określone konteksty. Świadomie lub intuicyjnie założyli
więc, że telewizja to nie tylko te informacje, które wypływają ze strumienia
telewizyjnego, lecz przede wszystkim treści tworzone przez odbiorców, z
uwzględnieniem wszelkich konotacji.
Istotny jest
również fakt zwrócenia przez nich uwagi na misyjność telewizji publicznej. I
rzeczywiście, w ustawie z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, której
wciąż podlegają wszelkie media publiczne, czytamy: Programy i inne usługi
publicznej radiofonii i telewizji powinny [...] respektować chrześcijański
system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki. Czy
konotacje związane z postacią występującą w programie emitowanym w telewizji
publicznej są wystarczającym powodem, by stwierdzić, że program ten nie
respektuje chrześcijańskiego systemu wartości? Przecież Nergal nie darł by
Biblii na wizji... Niezależnie od tego, ten jaskrawy przykład pokazuje, że
telewizja publiczna wciąż rządzi się nieco innymi prawami, niż stacje
komercyjne. Gdyby Darski pojawił się w Polsacie lub TVN-ie, skandalu by nie
było, albo byłby nieporównywalnie mniejszy. Widzowie mają inny stosunek do
ideologicznego stanowiska TVP, niż do stanowiska stacji niepublicznych,
niezależnie od tego, jak bardzo ta pierwsza chciałaby tym drugim dotrzymać
kroku w dostarczaniu widzom pełnokrwistej rozrywki.
Sprawa odbiła
się szerokim echem, daleko wykraczając poza krąg potencjalnych chociażby
odbiorców programu (artykuł o kontrowersjach związanych z Darskim w kontekście polskiego katolicyzmu pojawił się nawet w Guardianie). Jednocześnie osoby
związane z The Voice of Poland próbowały przedstawić nowego jurora w
jasnym świetle i załagodzić atmosferę. Hubert Urbański, prowadzący programu,
mówił przed emisją pierwszego odcinka: Osoby, które stoją obok mnie i
oglądają ze mną za kulisami występ rodziny, brata, szwagra, trzymają mnie za
rękę i mówią: Żeby pan Nergal się odwrócił! [...] Nergal zostanie
ulubieńcem mojej mamy. Jest tak miły, że wszyscy są nim oczarowani. W tej
wypowiedzi pobrzmiewa strach przed utratą części widowni. Skandal to broń
obosieczna: jednych odbiorców może przyciągnąć, innych wręcz przeciwnie. Przed
emisją programu pojawiały się zarówno komentarze takie, jak ten: Bojkotuje i
nie ogladam !!! Brak slow......kto jeszcze? (użytkownik maroni), jak i
odwrotne: A mnie zachęcił szum wokół Nergala i będę oglądać (użytkownik
Kasia).
Co ciekawe w
internetowych dyskusjach widzów programu wątek kontrowersji związanych z osobą
jurora znikł niemal zupełnie. Odbiorcy chwalili (lub ganili) go za konkretne
decyzje, a jeśli pojawiały się całościowe oceny, to albo dotyczyły jego
kompetencji, albo wyglądu: Uczestnicy owszem, ale nie oszukujmy się: to
dzięki trenerom uczestnicy są tacy a nie inni.
W dużej mierze jedno i drugie to zasługa Nergala i mam nadzieje, że ta róża to
będzie dodatkowy argument żeby Adam został w programie na 2 edycje
(użytkownik vampirela); Mnie się widzi Darski, bo przystojny jest (użytkownik
FreakChic). Skandal z nim związany dla zaangażowanych odbiorców programu zszedł
na dalszy plan, choć w mediach ciągle żył. Odsłania to przyczynę porażki
producentów programu. Muzyczny talent show jest gatunkiem, w którym niezmiernie
łatwo zaanektować jest mainstreamowi swoje wywrotowe odnogi. Związane jest to z
samą naturą branży muzycznej, w której deklaratywny bunt często idzie w parze z
uwikłaniem w system. Jednak najskuteczniejszy jest ten zabieg wówczas, gdy
przeprowadzony zostaje niepostrzeżenie.
Dotyczy to
często samej estetyki tego typu programów. Idealnym przykładem jest finałowy występ
Nergala oraz jego podopiecznego, zwycięscy pierwszej edycji show, Damiana
Ukeje. Wykonali oni utwór zespołu AC/DC Highway to Hell. Zachrypniętemu
głosowi wokalisty, wyśpiewującemu strofy o swobodnym, nieskrępowanym życiu,
towarzyszyła ostra rockowa gitara Darskiego. Na ekranach pojawiły się
płomienie, te prawdziwe buchały co jakiś czas z boku sceny. Publiczność
połączyła się w radosnych, karnawałowych podskokach w rytm utworu. Taka
estetyka nie tak dawno temu była do zaakceptowania na rockowym koncercie, lecz
przeraziłaby polskiego odbiorcę telewizyjnego, nawet w stacji komercyjnej, a co
dopiero publicznej. Dzisiaj nie szokuje, ani nie dziwi. Kontekst rozrywkowego
programu buduje barierę między wykonywanym utworem, a jego konotacjami i
pierwotnym znaczeniem. Złagodzona piekielna estetyka nie jest już, jak
na koncertach Behemotha, buntownicza i niebezpieczna, jest po prostu niezbędnym
elementem konwencji, pozbawioną treści dekoracją.
Ostatecznie
Nergal nie został jurorem w drugiej edycji programu. Zastąpił go inny muzyk
rockowy, starszy i bezpieczniejszy, Marek Piekarczyk z zespołu TSA. Lepiej
realizuje on zasadę nienachalnego wprowadzania elementów buntowniczych. Mówi
się o nim jako o prekursorze polskiego heavy metalu, ale ma pozycję uznanego
klasyka. Jego długie włosy i skórzana kurtka jednoznacznie kojarzą się z
kontestacją, ale jednocześnie są atrybutami doskonale już oswojonymi. Fakt, że
jego obecność ma na celu zwiększenie publiczności programu o widzów plasujących
się na granicy mainstreamu, wyrażany jest w materiałach promocyjnych
bezpośrednio: Wokalista zespołu TSA z pewnością zadba o to, by miłośnicy
cięższej muzyki mogli znaleźć coś dla siebie.
Mamy świadomość
tego, iż zaledwie dotknęliśmy problemu zawłaszczania przez kulturę dominującą
kulturowych praktyk oporu i wywrotowych estetyk, przejawiającego się w talent
shows. Tekst ten potraktować można jako wstęp do dalszych poszukiwań,
kontynuowania rozpoczętych wątków. Jednak odpowiedź na pytanie postawione we
wstępie wydaje się już prosta. Kontrkulturowe elementy pojawiające się w samym
sercu mainstreamu nie są tam obecne na swoich prawach, pełnią rolę gości,
którzy czynić mogą tylko tyle, na ile pozwoli im gospodarz. Najczęściej
pozostają pustymi formami, odciętymi od swoich oryginalnych znaczeń i sensów.