poniedziałek, 14 kwietnia 2014


Misja szósta:
Kontrkultura w sercu mainstreamu?

W poprzednim wpisie postawiliśmy tezę, jakoby talent shows miałyby być przykładem na to, w jaki sposób kultura dominująca zawłaszcza praktyki oporu. A może jest wręcz przeciwnie? Może pojawianie się w rozrywkowych programach telewizyjnych elementów wywrotowych jest dowodem na to, że bunt jest skuteczny i powoli podgryza korzenie mieszczańskiej ideologii klasy średniej, nieodłącznie związanej z telewizją? Postaramy się zbliżyć do odpowiedzi na to pytanie, analizując klaster dyskursywny programu The Voice of Poland, z którym nie tak dawno temu związane były kontrowersje dotyczące jednego z jurorów pierwszej edycji show – Nergala. Wydawać by się mogło, że to idealny przykład sprzeciwu publiki (a przynajmniej jej części) wobec zbyt znaczącej obecności elementów nie wpasowujących się w pewne normy w telewizji.

Ale zacznijmy od początku. Pierwszy sezon programu zaczął być nadawany we wrześniu 2011 roku, a więc w momencie, w którym talent shows oparte na zachodnich formatach na dobre zadomowiły się już na polskim rynku telewizyjnym. Szlaki przecierał nadawany od 2002 roku Idol, znaczną popularność zdobył też program Mam talent (2008-). Jednak rok 2011 okazał się wyjątkowy – każda z największych polskich stacji telewizyjnych rozpoczęła wówczas nadawanie nowego wokalnego talent show, z których wszystkie (z jednym wyjątkiem) emitowane są do dziś. TVP oprócz The Voice of Poland wypuściła Bitwę na głosy (wspomniany wyjątek, program przestał być nadawany w 2012 roku), Polsat – Must Be the Music, a TVN – X Factor. Świadczy to o ogromnym zapotrzebowaniu publiczności na tego typu programy, utrzymującym się zresztą do dziś. W miniony weekend Must Be the Music przyciągnęło przed telewizory 2,8 miliona widzów, X Factor – 2,63 miliona, a The Voice of Poland – 2,42 miliona.  (wyniki - link )

Każdy z tych programów oparty jest na importowanym formacie. W przypadku The Voice of Poland jest to holenderski program The Voice of Holland, który wyróżnia się tym, że w pierwszym etapie konkursu jurorzy są do występujących odwróceni tyłem. Ma to na celu zapewnienie widzów, że tu, w odróżnieniu od innych talent shows, oceniający są w pełni obiektywni, gdyż nie sugerują się wyglądem uczestników. Jest to ważny element kampanii promocyjnej programu. Latem 2011 w materiale zapowiadającym show mogliśmy usłyszeć: Tutaj, w przeciwieństwie do innych programów, liczy się głos, a nie wygląd. W czasie Blind auditions trenerzy nie widzą śpiewających uczestników, a jedynie słyszą ich głos. W podobnym tonie utrzymany jest opis na oficjalnym facebookowym fanpage’u programu: [Jurorzy] wybierając wokalistę, polegają wyłącznie na swoim słuchu i intuicji. Jest to więc paradoksalna sytuacja, w której telewizja niejako przyznaje się do swoich wad jako medium wizualnego, akcentującego powierzchowność i sama stara się je wyeliminować. Jednocześnie wspomniany spot silnie akcentuje różnice między The Voice of Poland, a innymi talent shows, próbuje się umiejscowić w opozycji do nich. To miejsce dla profesjonalistów, którzy nie chcieli brać udziału w innych talent shows, aby nie rywalizować z amatorami. To show zaczyna się tam, gdzie inne się kończą. W przeciwieństwie do pozostałych programów producenci nie tylko czekają na to, kto przyjdzie na casting. Nie ulega wątpliwości, że producenci chcieliby, by The Voice of Poland był postrzegany jako swego rodzaju progresywny talent show. Jednocześnie silnie podkreślają gatunkową przynależność programu i fakt, że jest on inny (w domyśle: lepszy) od innych realizacji gatunku.

Taka strategia jest oczywiście reakcją na rosnącą ilość obecnych na rynku talent shows i próbą wyróżnienia się, a więc zdobycia widowni. Odniosła ona sukces, przynajmniej po części. Już podczas emisji pierwszego sezonu pojawiały się następujące komentarze:  Jedyny program rozrywkowy, który wprowadza jakiś powiew świeżości. Mam Talent i Taniec z Gwiazdami to już popłuczyny. W The Voice of Poland wprowadzili wreszcie jakieś ciekawe zasady, najpierw te przesłuchania w ciemno [...], a nie jak we wszystkich innych tego typu programach siedzi trojka lub czwórka jurorów i tylko klepią to swoje jestem na tak, jestem na nie (użytkownik Gina); idea programu mi się spodobała, wybierają ludzi po głosie nie po wyglądzie, wieku etc (użytkownik Kloe). Część odbiorców przyjęła więc pomysł odświeżenia gatunkowej formuły z zainteresowaniem, a nawet ulgą. Co ciekawe, większość komentatorów zwracających uwagę na ocenianie ze względu na umiejętności, a nie na wygląd to kobiety (co można wywnioskować z nicków lub używanych form gramatycznych). Być może należałoby zwrócić uwagę na to, że (w powszechnej opinii, ale i zapewne w rzeczywistości) bardziej zagrożone byciem postrzeganym przez pryzmat swojej cielesności są kobiety. Na próżno szukalibyśmy jednak w materiałach promocyjnych stacji jakichkolwiek wątków bezpośrednio związanych z dyskursem feministycznym (a więc praktyką oporu!), choć trudno oprzeć się wrażeniu, że są one przekazywane niejako w domyśle. Czyżby więc producenci odpowiadali na zapotrzebowanie publiki (przede wszystkim kobiecej) na istnienie talent show, w którym, przynajmniej na pierwszym etapie, ciało uczestniczek nie byłoby oceniane, jednocześnie ukrywając tą strategię? Niezależnie od tego, czy był to świadomy chwyt marketingowy, czy zaszło to mimochodem, opisany powyżej sposób odbioru z pewnością zaistniał, czego dowodem są liczne teksty trzeciorzędowej, w tym przytoczone tu przykłady.

Za to niewątpliwie świadomym i przemyślanym posunięciem producentów było zaangażowanie do programu w charakterze jurora Nergala, czyli Adama Darskiego, lidera światowej sławy metalowego zespołu Behemoth. Muzyk deklaruje się jako satanista, był oskarżany o obrazę uczuć religijnych między innymi wówczas, gdy podczas jednego z koncertów podarł Biblię. Obecność w programie postaci kojarzonej z ekstremalnym buntem wobec dominującej ideologii z pewnością miała z założenia wywołać kontrowersje, a więc i przyczynić się do wzrostu zainteresowania programem. Czas pokazał jednak, że było to źle wyważone, zbyt mocne uderzenie, które producentom miało odbić się czkawką. Jest to przykład nieudanego zaanektowania przez program rozrywkowy, jakim jest talent show, elementów spoza bezpiecznego, dobrze znanego obszaru.

Jeszcze przed premierą pierwszego odcinka zaprotestowało Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy w oficjalnym liście protestacyjnym: Udział Adama Nergala Darskiego - zdeklarowanego satanisty i wroga chrześcijańskich wartości - w programie The Voice of Poland, który będzie miał emisję w TVP2 jesienią tego roku, stoi w sprzeczności z Misją Telewizji Polskiej jako nadawcy publicznego. Jest to sytuacja o tyle ciekawa, że protestujący, próbujący wpłynąć na kształt programu, nie są jego potencjalnymi odbiorcami. Co więcej, nie protestują przeciw samemu programowi, lecz przeciw udziałowi w nim konkretnej postaci, która niesie ze sobą określone konteksty. Świadomie lub intuicyjnie założyli więc, że telewizja to nie tylko te informacje, które wypływają ze strumienia telewizyjnego, lecz przede wszystkim treści tworzone przez odbiorców, z uwzględnieniem wszelkich konotacji.

Istotny jest również fakt zwrócenia przez nich uwagi na misyjność telewizji publicznej. I rzeczywiście, w ustawie z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, której wciąż podlegają wszelkie media publiczne, czytamy: Programy i inne usługi publicznej radiofonii i telewizji powinny [...] respektować chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki. Czy konotacje związane z postacią występującą w programie emitowanym w telewizji publicznej są wystarczającym powodem, by stwierdzić, że program ten nie respektuje chrześcijańskiego systemu wartości? Przecież Nergal nie darł by Biblii na wizji... Niezależnie od tego, ten jaskrawy przykład pokazuje, że telewizja publiczna wciąż rządzi się nieco innymi prawami, niż stacje komercyjne. Gdyby Darski pojawił się w Polsacie lub TVN-ie, skandalu by nie było, albo byłby nieporównywalnie mniejszy. Widzowie mają inny stosunek do ideologicznego stanowiska TVP, niż do stanowiska stacji niepublicznych, niezależnie od tego, jak bardzo ta pierwsza chciałaby tym drugim dotrzymać kroku w dostarczaniu widzom pełnokrwistej rozrywki.

Sprawa odbiła się szerokim echem, daleko wykraczając poza krąg potencjalnych chociażby odbiorców programu (artykuł o kontrowersjach związanych z Darskim w kontekście polskiego katolicyzmu pojawił się nawet w Guardianie). Jednocześnie osoby związane z The Voice of Poland próbowały przedstawić nowego jurora w jasnym świetle i załagodzić atmosferę. Hubert Urbański, prowadzący programu, mówił przed emisją pierwszego odcinka: Osoby, które stoją obok mnie i oglądają ze mną za kulisami występ rodziny, brata, szwagra, trzymają mnie za rękę i mówią: Żeby pan Nergal się odwrócił! [...] Nergal zostanie ulubieńcem mojej mamy. Jest tak miły, że wszyscy są nim oczarowani. W tej wypowiedzi pobrzmiewa strach przed utratą części widowni. Skandal to broń obosieczna: jednych odbiorców może przyciągnąć, innych wręcz przeciwnie. Przed emisją programu pojawiały się zarówno komentarze takie, jak ten: Bojkotuje i nie ogladam !!! Brak slow......kto jeszcze? (użytkownik maroni), jak i odwrotne: A mnie zachęcił szum wokół Nergala i będę oglądać (użytkownik Kasia).

Co ciekawe w internetowych dyskusjach widzów programu wątek kontrowersji związanych z osobą jurora znikł niemal zupełnie. Odbiorcy chwalili (lub ganili) go za konkretne decyzje, a jeśli pojawiały się całościowe oceny, to albo dotyczyły jego kompetencji, albo wyglądu: Uczestnicy owszem, ale nie oszukujmy się: to dzięki trenerom uczestnicy są tacy a nie inni.
W dużej mierze jedno i drugie to zasługa Nergala i mam nadzieje, że ta róża to będzie dodatkowy argument żeby Adam został w programie na 2 edycje
(użytkownik vampirela); Mnie się widzi Darski, bo przystojny jest (użytkownik FreakChic). Skandal z nim związany dla zaangażowanych odbiorców programu zszedł na dalszy plan, choć w mediach ciągle żył. Odsłania to przyczynę porażki producentów programu. Muzyczny talent show jest gatunkiem, w którym niezmiernie łatwo zaanektować jest mainstreamowi swoje wywrotowe odnogi. Związane jest to z samą naturą branży muzycznej, w której deklaratywny bunt często idzie w parze z uwikłaniem w system. Jednak najskuteczniejszy jest ten zabieg wówczas, gdy przeprowadzony zostaje niepostrzeżenie.

Dotyczy to często samej estetyki tego typu programów. Idealnym przykładem jest finałowy występ Nergala oraz jego podopiecznego, zwycięscy pierwszej edycji show, Damiana Ukeje. Wykonali oni utwór zespołu AC/DC Highway to Hell. Zachrypniętemu głosowi wokalisty, wyśpiewującemu strofy o swobodnym, nieskrępowanym życiu, towarzyszyła ostra rockowa gitara Darskiego. Na ekranach pojawiły się płomienie, te prawdziwe buchały co jakiś czas z boku sceny. Publiczność połączyła się w radosnych, karnawałowych podskokach w rytm utworu. Taka estetyka nie tak dawno temu była do zaakceptowania na rockowym koncercie, lecz przeraziłaby polskiego odbiorcę telewizyjnego, nawet w stacji komercyjnej, a co dopiero publicznej. Dzisiaj nie szokuje, ani nie dziwi. Kontekst rozrywkowego programu buduje barierę między wykonywanym utworem, a jego konotacjami i pierwotnym znaczeniem. Złagodzona piekielna estetyka nie jest już, jak na koncertach Behemotha, buntownicza i niebezpieczna, jest po prostu niezbędnym elementem konwencji, pozbawioną treści dekoracją.

Ostatecznie Nergal nie został jurorem w drugiej edycji programu. Zastąpił go inny muzyk rockowy, starszy i bezpieczniejszy, Marek Piekarczyk z zespołu TSA. Lepiej realizuje on zasadę nienachalnego wprowadzania elementów buntowniczych. Mówi się o nim jako o prekursorze polskiego heavy metalu, ale ma pozycję uznanego klasyka. Jego długie włosy i skórzana kurtka jednoznacznie kojarzą się z kontestacją, ale jednocześnie są atrybutami doskonale już oswojonymi. Fakt, że jego obecność ma na celu zwiększenie publiczności programu o widzów plasujących się na granicy mainstreamu, wyrażany jest w materiałach promocyjnych bezpośrednio: Wokalista zespołu TSA z pewnością zadba o to, by miłośnicy cięższej muzyki mogli znaleźć coś dla siebie.

Mamy świadomość tego, iż zaledwie dotknęliśmy problemu zawłaszczania przez kulturę dominującą kulturowych praktyk oporu i wywrotowych estetyk, przejawiającego się w talent shows. Tekst ten potraktować można jako wstęp do dalszych poszukiwań, kontynuowania rozpoczętych wątków. Jednak odpowiedź na pytanie postawione we wstępie wydaje się już prosta. Kontrkulturowe elementy pojawiające się w samym sercu mainstreamu nie są tam obecne na swoich prawach, pełnią rolę gości, którzy czynić mogą tylko tyle, na ile pozwoli im gospodarz. Najczęściej pozostają pustymi formami, odciętymi od swoich oryginalnych znaczeń i sensów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz